Szkoła. Po ponad tygodniowej przerwie spowodowanej chorobą wróciłem do jazdy na rowerze. Niestety nie mogłem pozwolić sobie na dłuższą trasę, gdyż jeszcze "resztki zarazy" się mnie trzymają.
Dzisiejszego dnia postanowiliśmy dalej szukać nowych terenów leśnych. Po godzinie 12:00 przyjechał po mnie Michał, pojechaliśmy wrzucić coś na ruszt i ruszyć w drogę. Pojechaliśmy ulicą Goetla w stronę Dobiecina. Kilka kilometrów dalej odbiliśmy w las. Troszkę pokręciliśmy się po lesie i wylądowaliśmy w Kielchinowie. Na drodze między Kielchinowem a Augustynowem mijamy rowerzystę i skręcamy na Janów. Tam też postanowiliśmy zwiedzić las i wylądowaliśmy między Borową Górą a Bukową. Stamtąd asfaltem do Augustynowa, Zdzieszulic Dolnych i do Bełchatowa. Momentami lekko prószył śnieg i wiał lekki wiatr, ale nie było tak źle.
Nareszcie nadszedł weekend. Koło godziny 15:00 przyjechał po mnie Michał i razem z zamiarem zwiedzania nowych tras pojechaliśmy na południe Bełchatowa. Jechało się świetnie. Praktycznie zero wiatru + lekki chłodzik i jazda staje się bardzo przyjemna.
Droga prowadziła ścieżkami leśnymi, torami kolejowymi, zaoranymi polami oraz po prostu lasami (bez wytyczonych ścieżek). Jechało się bardzo ciężko, ale też bardzo przyjemnie. Konkurs zjazdu z piaszczystej góry i widok przechadzających się saren przed naszymi oczami będą wspaniałymi wspomnieniami ;).
W pewnym momencie natrafiliśmy na "ślepy zaułek", gdyż wjechaliśmy komuś na podwórko myśląc, że przejedziemy niezauważeni (nie było innej drogi). Skończyło się na tym, że jechaliśmy (jednak bardziej szliśmy) przez zaorane pola, bory z jeżynami itd. xD
W końcu dotarliśmy do drogi asfaltowej. Pokierowaliśmy się na wschód w stronę ścieżki rowerowej Słok-Bełchatów. Jako, że robiło się późno jechaliśmy co sił kostką w stronę domu.
Pomimo porannej wycieczki do lasu postanowiliśmy wykorzystać wspaniałą pogodę i wyruszyć w podróż. Za oknem słońce więc żal było siedzieć w domu. Około godziny 15:15 ruszyliśmy z zapałem i werwą. Zdecydowaliśmy się znów pojechać do lasu. Jechaliśmy na oślep techniką "cały czas prosto" aż wylądowaliśmy pod Klukami. Czas nas gonił więc wróciliśmy E67 do Bełchatowa. Wróciłem zarówno zadowolony jak i bardzo zmęczony. W domu pochłonąłem wszystko co było w lodówce ;). Dziś ogółem zrobiłem około 42 km w tym dużą część w terenie.
Dzisiejszego dnia postanowiliśmy wybrać się na przejażdżkę po lesie. Jechało się znakomicie. Lekki mrozik, świeże powietrze i przecierające się słońce oddawały piękność krajobrazu bełchatowskich lasów ;). Tylko mocno zamarznięta ziemia dawała się we znaki. W czasie wyprawy mijała nas grupka "napalonych rowerzystów", z pozdrowieniami. Od razu widoczny "banan" na naszych twarzach dodał nam skrzydeł do dalszej podróży.
Dzisiejszego dnia koło godziny 10:30 przyjechał do mnie Michał i mówi: "Chodź nabijemy kilometrów". Padła propozycja Szczerców, jednak po dłuższym namyśle zrezygnowaliśmy. Michał zaproponował Słok. Zgodziłem się i o godzinie 11 ruszyliśmy w trasę. Cały czas jechaliśmy drogą rowerową. Pogoda dopisała, cały czas przez chmury próbowało przedzierać się słońce.